P r o w i z o r k a
Z prądem było tak, że ludzie zrobili składkę a doprowadzić go miał niejaki Krauze, który prowadził prywatny warsztat elektryczny w Żarnowie. Dostał zaliczkę, ale jakoś się nie spieszył z instalacją, a tułmaczył się, że nie ma drutu. Kwaterowali wtedy we wsi Niemcy, prawie w każdym domu, a u Rejmanów mieszkał ich dowódca w stopniu majora.
Ktoś szepnąl Rejmanowi, czy może jego żonie o tym świetle a ona poszła z tym do majora i powiedziała, że by się bardzo przydało we wsi, że miał je założyć ów elektryk - prywaciarz z pobliskiego Żarnowa, ale wziął pieniądze i zwleka z miesiąca na miesiąc. Chyba rozzłościło to niemieckiego oficera w okularach na nosie, bo kazał wezwać do siebie tego elektryka.
foto: RP
- Jeśli za tydzień, o piątej wieczorem nie będzie się świeciło światło u mnie i w tych domach, gdzie kwaterują niemieccy żołnierze, to własnoręcznie cię rozstrzelam - powiedział major. - Pod tym płotem! - zakończył i pokazał ręką miejsce na podwórku.
I Krauze - elektryk z Żarnowa, rad nierad wzioł się z miejsca do roboty. Miał krótki termin, a linię trzeba było przeciągnąć z Żarnowa przez całą wieś, pod sam las, bo i tam w kilku domach mieszkali Niemcy. I jakoś szybko dogadał się z żołnierzami. Zaczęły kursować samochody wojskowe i furmanki chłopskie do lasu, pod Składnicę, gdzie klocków na słupy wcale nie brakowało. I tak, jak życzył sobie major, dokładnie za tydzień, wieczorem, w kilkunastu domach we wsi po raz pierwszy zabłysło światło elektryczne.
Chociaż była to tak zwana ,,prowizorka", ale najważniejsze było to, że te wszystkie lampy naftowe, świeczniki i różne karbidówki, powędrowały na strychy, a ich miejsca zajęły jasno świecące się żarówki.
W domu Janka wszyscy się cieszyli. Już nie syczało, nie śmierdziało karbidem czy naftą, no i nie bolały tak oczy.
/ ,, Ojcze nasz ...''

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz